Album rozpoczyna sprzężenie we wstępie do tytułowego Ktoś z
nich… i już słuchaczu jesteś sprzężony z tym albumem do ostatniego numeru. Ciężki
dudniący, rozsadzający głośniki basowy riff. Po chwili wystrzeliwuje krótki,
ale sugestywny 44. Zły pies warczy zakręconymi, hałaśliwymi, gitarowymi
akordami. Mocny przekaz. Jest nas więcej – nie ukrywam mój, muzycznie i
tekstowo, faworyt na tej płycie [peru]. Pani Pawłowicz doskonale wprowadza
słuchacza w temat. Jest nas więcej, więc mamy rację, bo jest nas więcej, ale
zostaje rozjechana przez świetną gitarę Jorge’a i bas Orła. Wciąga również Przed
każdym zagrożeniem zmraża akordami i wywołuje dreszcze na plecach. W tym
utworze słychać również perkusyjny kunszt Endrju. Magia fazy montażu sprawia,
że jeszcze mocniej wpada się w szalony taniec, niesamowite mocne uderzenia
basu. Nadchodzi czas na Kiedy przyjdzie czas. Panowie zabierają nas do pod
czaszkę bezmyślności hejtera. Ostro cięte gitarowe akordy wspierane przez gęsto
grającą perkusję i potężny bas robią wrażenie. Płytę zamyka I tak nie uwierzysz.
Szept i ciszę rozrywa energetyczny gitarowy riff, który przejmuje w zwrotkach
bas. Teksty poruszają istotne, często zamiatane pod dywan lub okrzyczane w
mediach tematy i sprawy, których nikt później nie załatwia. Znieczulica, zwykłe
bezimienne bohaterstwo, przemoc w rodzinie, dyskryminacja wszelkich
mniejszości, kontrola człowieka przez system, manipulacja przez media, ignorancja,
kłamstwo. Słowa na płycie wykrzyczane, mocne, a muzyka jeszcze mocniejsza.
Słuchałem głośno, więc płyta przewierciła się przez moją czaszkę na wskroś i
już jestem zakręconym na punkcie tej muzyki Ktosiem. Płyta pięknie i pomysłowo
wydana. Jest to druga pełno wymiarowa, jeśli mogę tak powiedzieć płyta [peru]
(poprzednią wydali Panowie w 2009 roku). Jak piszą na swojej stronie: "trzy osoby, trzy instrumenty, jeden zgiełk."
Koś z nich… sprawił, że nie mogę przestaś go słuchać w domu,
w samochodzie i w ogrodzie.