niedziela, 28 listopada 2010

ARTROSIS - koncert - Krasnystaw 26.11.10

Piątek 26 litopada 2010 roku, około godz. 18.00. Mroźny wieczór w Krasnymstawie. Pod Krasnostawskim Domem Kultury jeszcze pusto. Na parkingu w samochodach z zapalonymi silnikami ogrzewają się i oczekują najwierniejsi fani. O godz. 19.00 rozpocznie się koncert Artrosis, zespołu, zaraz po Closterkeller, najbardziej zasłużonego dla polskiego rock-a gotyckiego. Zespół sam wybrał Krasnystaw czy został tu zaproszony nie wiem, ale dzięki temu, że zaplanowali koncert (w ramach swojej jubileuszowej trasy – XV lat grupy) w naszej okolicy, mogłem na nim być. Przed Artrosis zagali Panowie z lokalnej kapeli De Kress, świetni przez pierwsze trzy utwory, potem zaczęli usypiać publikę. Parę minut po 20-stej na scenie pojawiło się Artrosis. Zabrzmiało nitro, po którym na scenę weszła Medeah (Magdalena Stupkiewicz-Dobosz), odrobinę speszona, że przed sobą ma ludzi siedzących w rzędach krzeseł krasnostawskiego kina (sala KDK pełni też taką rolę w dzień powszedni). Fanów Artrosis nie trzeba było długo prosić żeby podeszli pod scenę gdzie mieli bezpośredni kontakt z zespołem. Koncert rozkręcał się z każdym utworem. Największymi zagrzewaczami publiki do „walki” i interakcji z zespołem był basista Remo (Remigiusz Mielczanek) i klawiszowiec Migdał (Łukasz Migdalski). Gitarzysta MacKozer (Krystian Kozerawski) też nie dawał sobie wytchnienia, energią solówek i granych riffów napędzał cały zespół. Mało widoczny, bo schowany gdzieś w kącie sceny, ale za to słyszalny dzięki swojemu równemu, atomowemu uderzeniu. był perkusista Świcol (Paweł Świca). Natomiast samą Medeah (wokalistka i założycielka kapeli) byłem pozytywnie zaskoczony. Jestem skłonny twierdzić, że dziewczyna śpiewa na koncertach lepiej niż brzmi to na płytach, a i wygląda świetnie (zdjęcia kłamią). Artrosis rozpędzał się i rozgrzewał swoich fanów coraz bardziej, aż do podwójnego bisu, który spokojnie mógłby się zamienić w drugą część setu koncertowego. Po zespole było widać, że też się otworzył i pod koniec nie przeszkadzała im już może nie do końca dobrze dobrana na występ sala. Było wspaniale, były utwory stare i nowe, nie będę teraz wymieniał. Był czad, headbangujący i szalejący na swoich instrumentach Migdał i MacKozer i moc, głos Medeah, bas Remo i bębny Świcola. Nie wiem jakie wrażenia miał po tym koncercie sam zespół, ale ludzie którzy przyszli specjalnie na ich show mieli jak najbardziej pozytywne. Moim zdaniem grali trochę za krótko (zawsze czuje taki niedosyt) i za daleko - 50 km od Lublina, ale to szczegół – może do Lublina przyjadą w przyszłym roku, na trasę promującą zaplanowaną na wiosnę 2011 roku nową płytę. Zapraszamy.


























wtorek, 16 listopada 2010

ARTROSIS - Con Trust (2006)

Wiem z dobrze poinformowanych źródeł, że wiosną 2011 roku możemy spodziewać się nowego albumu Artrosis. Zielonogórski band, a właściwie już ogólnopolski, bo muzycy zasilający obecnie zespół na próby zjeżdżają do Poznania z Zielonej Góry, Łodzi – wracając do tematu Artrosis długo kazał nam czekać na nowy materiał. Postanowiłem sobie, że z okazji zbliżającego się XV-lecia grupy przypomnę ich jak do tej pory ostatni album Con Trust (2006). Con Trust przyniósł zespołowi wiele zmian, pojawił się nowy fan czyli „ja” ;) , zespół zadebiutował fonograficznie w zupełnie nowym składzie. Do "Medeah" Magdaleny Stupkiewicz-Dobosz (śpiew, instrumenty klawiszowe) dołączyli: Krystian "MacKozer" Kozerawski – gitara elektryczna, Remigiusz "Remo" Mielczarek – gitara basowa, Łukasz "Migdał" Migdalski – instrumenty klawiszowe, a jako ostatni Paweł "Świcol" Świca – perkusja (pierwszy „żywy” perkusista w historii – przez poprzednie lata Artrosis używało automatu perkusyjnego zarówno na płytach jak i na koncertach). Wszyscy muzycy wspierający obecnie Medah to prawie cały skład innego znakomitego bandu Sacriversum, zespołu, który ostatecznie zawiesił swoją działalność w 2005 roku (piszę, że zawiesił, bo ciągle mam nadzieję, że powrócą choć pewnie ciężko będzie „ciągnąć” dwa bandy, a źle stałoby się gdyby oznaczało to szkodę dla któregoś z nich).

Przywianie przez dobre wiatry MacKozera, Remo, Migdała i Świcy do Artrosis dało zespołowi zupełnie nową jakość i siłę. Już pierwsze takty Tym dla mnie jest powodują przyjemny dreszcz na plecach, szczególnie po wejściu całego bandu w refrenie ze świetnymi bębnami i gitarami oraz mocnym głosem Medah, zaraz potem Migdał gra na klawiszach znakomite wręcz progresywne solo. Nie chcę nigdy czuć jak Ty porywa energią riffu gitarowego, z którym „droczą” się klawisze Migdała. Dodatkową energię daje niesamowity, agresywny śpiew Medah. Trzeci na płycie W półśnie pozwala na chwilę wytchnienia. Utwór oparty na elektronicznych brzmieniach i motywach instrumentów klawiszowych z gęstą, ale spokojną partią gitary basowej Remo oraz wstawkami gitary MacKozera będącymi jak odgłosy odległej burzy – całość składa się na hipnotyczne cztery minuty z kawałkiem. Był jak diament to znów ciężki heavy metalowy numer z doskonałym współgraniem gitar z klawiszami oraz dialogiem gitary MacKozera z Medah. Numer ten snuje się jak stalowa mgła na wzgórzach. Cały obcy mi zaczyna się od basowo-perkusyjnego wstępu, a ciekawie przetworzony głos Medah w pierwszych sekundach napełnia niepokojem. Potem następuje bardzo energetyczny Nie oceniaj, najszybszy utwór na płycie z ciekawym zastosowaniem gry flażoletami przez MacKozera. Z kolei Tak było jest i będzie powala lekkością konstrukcji kompozycji, w której jest wszystko, dokładnie słychać doskonale uzupełniające się motywy grane przez wszystkich muzyków i ten głos Medah… Ósmy na płycie jest tytułowy Con Trust, mroczny klimat z jakby oczywistym, ale mocnym tekstem. Numery dziewięć i dziesięć na płycie to dwuczęściowa gotycka opowieść o zdradzie Wiesz Tylko Ty i On I i II, w której królują wokale Medah, całości dopełniają progresywne solówki i motywy gitarowe wraz podniosłymi brzmieniami instrumentów klawiszowych. Na całej płycie Medah oferuje nam wiele rodzajów wokalnej ekspresji, a teksty są bardzo kobiece i pełne bólu. Wszystkich lubiących Artrosis z automatem perkusyjnym z pewnością do „żywego” grania przekonał Świca. Perkusja na całym albumie brzmi doskonale i świetnie uzupełnia się z pochodami basowymi Remo. Con Trust jest dziełem skończonym, moim zdaniem pozbawionym braków, a co najważniejsze nie ma na nim utworów niepotrzebnych. Już nie mogę się doczekać nowego materiału grupy.

ps. oraz listopadowego koncertu, na którym z pewnością będę.

A poniżej otwierajacy płytę, pełen mocy, "Tym dla mnie jest" - uwielbiam


Oficjalna strona Artrosis

niedziela, 7 listopada 2010

Bryan Ferry - OLYMPIA

W muzyce rock-owej czy jak ktoś woli popowej istnieją dla mnie dwaj najbardziej rozpoznawalni wokaliści, są nimi Robert Plant i Bryan Ferry. Ich głos i styl śpiewania nie pozwala mylić ich z kimkolwiek innym. Obaj geniusze muzyki wydali niedawno swoje nowe płyty. 25 października światło dzienne ujrzała „OlympiaBryana Ferry. Jak sam Ferry mówi jest to album dla niego bardzo szczególny. Po pierwsze nargany po ponad siedmiu latach nieobecności na rynku fonograficznym z autorskim materiałem, a to zawsze stawia pod osąd formę wokalisty. Po drugie na albumie u boku Bryan-a pojawiają się po raz pierwszy przy okazji nowego materiału koledzy z Roxy Music: Phil Manzanera (gitara), Andy macka (saksofon) i Brian Eno (klawisze).   

Osobiście muzyka pop pasuje mi jedynie wtedy gdy jest najwyższej próby. Utwory na płycie „Olympia” są bardzo wyrafinowane, pięknie zaaranżowane i mają w sobie to coś, co nie pozwala się oderwać od słuchania płyty po pierwszym utworze. Bryan Ferry zawsze uwielbiał w muzyce elegancję. Przejawiała się ona własnie w kompozycjach, ale i strojach Ferry-ego, a wcześniej całego Roxy Music. Dla Bryana Ferry zawsze ważna była oprawa zarówno występów jak i okładek płyt na których pojawiały się piękne kobiety, modelki. Tak jest i tym razem. Okładkę albumu „Olympia” zdobi zdjęcie Kate Moss, którą wokalista uważa za symbol urody całego współczesnego pokolenia. To nie koniec niespodzianek personalnych jakie wiążą się z powyższą płytą. Oprócz panów z Roxy Music zagrali na niej David Gilmour (solo w Song to the Siren), Marcus Miller (bas), Scissor Sisters (muzyka w Heartache By Numbers) , Nile Rodgers, Groove Armada (muzyka w Shameless), Jonny Greenwood of Radiohead, Flea ( bas w Song to the Siren), etatowym zaś gitarzystą w zespole Bryan-a Ferry jest zaledwie 22-letni Oliver Thompson, który dowodzi, że wiek nie ma znaczenia gdy ludzi łączy miłość do muzyki.

Płyta zawiera zarówno piosenki do tańca jak i utwory melancholijne. Każdy utwór brzmi niezwykle przestrzennie i zawiera całą masę mniej lub bardziej uwypuklonych szczegółów brzmieniowych, ukrytych motywów, solówek poszczególnych instrumentalistów, które można z radością odkrywać przy kolejnych przesłuchaniach. Mimo to nagrania są niezwykle wyważone, wręcz klasyczne. Moimi faworytami na „Olympii” są: singlowy You Can Dance, Shameless brzmiący jakby unowocześniony klasyk Roxy Music, Song to the Siren – utwór Tima Buckley-a z gwiazdorską obsadą i odgłosami wielorybów w tle oraz przedostatni, będący jedną z w pełni autorskich kompozycji Ferry-ego, transowo - hipnotyczny Reason or Rhyme. Płyta doskonała, nagrana przez człowieka, który cały jest muzyką. Z pewnością wyciągnę ten album przy okazji imprezy sylwestrowej, karnawałowej bo pasuje do zabawy z przyjaciółmi, ale pasuje też do słuchania we dwoje.

Bryan Ferry - oficjalna strona artysty

Bryan Ferry on myspace

Świetny video-dokument z prac nad albumem "Olympia"

środa, 3 listopada 2010

THE BEAUTY OF GEMINA - At The End Of The Sea

26 marca tego roku ukazał się album „At The End Of The Sea” zespołu The Beauty Of Gemina. Tą szwajcarską kapelę wyłowiłem przeglądając zestawienie artystów mających zaprezentować się na Castle Party 2010 na zamku w Bolkowie. Pierwszy zaś utwór szwajcarów usłyszałem w Trójce, w lipcu,  w audycji Trzecia Strona Księżyca nadawanej w radiu każdej nocy przy pełni księżyca. Utworem tym była Obscura, drugi w kolejności numer z płyty „At The End Of The Sea”. Obscura ma własnie ten klimat, który uwielbiam, dobór akordów, brzmień i dźwięków plus tekst wywołuą ciary na plecach. Zanim zdobyłem cały album katowałem powyższy utwór, zapętlając go we wszystkich odtwarzaczach. Pewnego wieczora udało się i mogłem posłuchać całej płyty. Pierwsze takty otwierającego album Dark Rain to jakbym miał w odtwarzaczu płytę The Sisters of Mercy z najlepszego ich okresu, ale po chwili dołączają przenikliwe, intensywne dźwięki gitar i instrumentów klawiszowych unosząc nas coraz wyżej w przestrzeń żeby po chwili opaść i rozpocząć od nowa zabawę z budowaniem niesamowitego wznoszącego się przestrzennego klimatu. Potem rozbrzmiewa wspomniana już Obscura, a po niej z wręcz przebojowym motywem klawiszowym Rumors.  Kings Men Come to już prawdziwe mroczne elektro, którego na płycie również nie brakuje. W brzmienia elektroniczne doskonale wkomponowane są ściany gitar, tworzące razem z brzmieniem klawiszy niepokojące wręcz orkiestrowe motywy. Do moich faworytów należy również utwór numer pięć, Sacrificed To The Gods, z niesamowitą sekcją rytmiczną, podniosłym wokalem i hipnotyczną gitarą . Mózgiem kapeli z pewnością jest  Michael Sele, wokalista, gitarzysta odpowiadający również za instrumenty klawiszowe i programowanie, jednak warstwę instrumentalną doskonale zagęszczają perkusista Mac Vinzens oraz basista David Vetach. Razem stworzyli dzieło od, którego trudno się oderwać. Sięgnąłem szybko po dwie poprzednie płyty kapeli: „Diary of a Lost” z 2007 i „A Stranger to Teras” z 2008 roku i wszystkie trzymają poziom, ale uwiodła mnie ta ostatnia. „At The End Of The Sea” słuchałem codziennie przez klika tygodni, poddając się ponuremu teatralnemu klimatowi utworów. Tegoroczne dzieło The Beaty Of Gemina z pewnością zajmie wysokie miejsce w dziesiątce moich ulubionych płyt 2010 roku.

thebeautyofgemina.com - strona oficjalna zespołu

thebeautyofgemina na myspace

Z powodu ciągłego braku klipu do utworu "Obscura" poniżej klip do "Rumors" - polecam.