czwartek, 28 listopada 2013
piątek, 27 września 2013
[peru] Ktoś z nich... subiektywny demontaż.
Album rozpoczyna sprzężenie we wstępie do tytułowego Ktoś z
nich… i już słuchaczu jesteś sprzężony z tym albumem do ostatniego numeru. Ciężki
dudniący, rozsadzający głośniki basowy riff. Po chwili wystrzeliwuje krótki,
ale sugestywny 44. Zły pies warczy zakręconymi, hałaśliwymi, gitarowymi
akordami. Mocny przekaz. Jest nas więcej – nie ukrywam mój, muzycznie i
tekstowo, faworyt na tej płycie [peru]. Pani Pawłowicz doskonale wprowadza
słuchacza w temat. Jest nas więcej, więc mamy rację, bo jest nas więcej, ale
zostaje rozjechana przez świetną gitarę Jorge’a i bas Orła. Wciąga również Przed
każdym zagrożeniem zmraża akordami i wywołuje dreszcze na plecach. W tym
utworze słychać również perkusyjny kunszt Endrju. Magia fazy montażu sprawia,
że jeszcze mocniej wpada się w szalony taniec, niesamowite mocne uderzenia
basu. Nadchodzi czas na Kiedy przyjdzie czas. Panowie zabierają nas do pod
czaszkę bezmyślności hejtera. Ostro cięte gitarowe akordy wspierane przez gęsto
grającą perkusję i potężny bas robią wrażenie. Płytę zamyka I tak nie uwierzysz.
Szept i ciszę rozrywa energetyczny gitarowy riff, który przejmuje w zwrotkach
bas. Teksty poruszają istotne, często zamiatane pod dywan lub okrzyczane w
mediach tematy i sprawy, których nikt później nie załatwia. Znieczulica, zwykłe
bezimienne bohaterstwo, przemoc w rodzinie, dyskryminacja wszelkich
mniejszości, kontrola człowieka przez system, manipulacja przez media, ignorancja,
kłamstwo. Słowa na płycie wykrzyczane, mocne, a muzyka jeszcze mocniejsza.
Słuchałem głośno, więc płyta przewierciła się przez moją czaszkę na wskroś i
już jestem zakręconym na punkcie tej muzyki Ktosiem. Płyta pięknie i pomysłowo
wydana. Jest to druga pełno wymiarowa, jeśli mogę tak powiedzieć płyta [peru]
(poprzednią wydali Panowie w 2009 roku). Jak piszą na swojej stronie: "trzy osoby, trzy instrumenty, jeden zgiełk."
Koś z nich… sprawił, że nie mogę przestaś go słuchać w domu,
w samochodzie i w ogrodzie.
wtorek, 11 czerwca 2013
Energie miasta - Noc Kultury - Lublin 08.06.2013
Koncert Energie miasta podczas
tegorocznej lubelskiej Nocy Kultury można podzielić na trzy części. Pierwsza to
występ zespołu Lolo Ferrari, grupa ta była niejako suportem całego głównego
koncertu. Panowie swoją muzyką i wyglądem scenicznym mieli rozgrzać powoli
zbierającą się pod sceną na Placu po Farze publiczność. Energia z jaką zespół
wykonywał swoje utwory m.in. cover Wałów Jagiellońskich „Kukuła disco” z
pewnością przeniosła się na słuchaczy.
Główną część koncertu rozpoczął występ lubelskiego zespołu Miąższ, który zagrał z
wielką dynamiką oraz z gościnnym udziałem w jednej z piosenek („Telewizja”)
legendarnego poety i barda, Jacka Kleyffa. Atutem zespołu Miąższ jest bez
wątpienia pełna radości życia i spontaniczna wokalistka Joanna Zawłocka, która
nawiązała wspaniały kontakt z publicznością. Bardzo ciekawą część występu grupy
Miąższ było pojawienie się na scenie Jacka Bielasa Bieleńskiego ( króla
łódzkiej alternatywy), który z towarzyszeniem muzyków lubelskiego zespołu
wykonał miedzy innymi utwory „Miejscy strażnicy” i „Po co Ci to?”. Podczas
występu Bielasa zauważyłem za sobą Jacka Kleyffa, podszedłem do niego i
uścisnąłem mu dłoń, z wielką atencją słuchał koncertu Jacka Bielanskiego. Po
występie Bielańskiego na scenę wszedł Tymon Tymański z gitarzystą grupy Tymon
& The Transistors Marcinem Gałązką. Gościem Tymona na scenie była Agnieszka
Dębska z Lublina, wykonali razem „Perfect Day” Lou Reed-a. W trakcie występu
Tymona na scenę wpadł również Michał "Bobby Dick" Skrok, wokalista
kapeli Dick4Dick oraz Słoma. Po nich na deski estrady wtoczył swój wzmacniacz
Spięty czyli Hubert Dobaczewski wokalista i gitarzysta płockiej grupy Lao Che – Hubert
zaśpiewal miedzy innymi utwór „Opuszczone porty”. Później wspólnie z D'Roots
Brothers, Natty B i Słomą wykonali „Strzeż się tych miejsc” Klausa Mitffocha. Kolejnym
artystą z Lublina, który ze swym gościem zawładnął sceną był Łukasz Jemioła,
który z Tomaszem Budzyńskim zaśpiewał utwór Armii „Archanioły i Ludzie”, a sam
Tomek Budzyński z gitarą, zaśpiewał „Kazimierz przez Nałęczów”, którym bardzo
zjednał sobie publiczność.
Na scenę wszedł Robert
Brylewski, z towarzyszeniem Słomy i D’Roots Brothers wykonał m.in.
„Brotherhood of Mann” Izraela oraz „Policjanci i złodzieje” publiczność
zupełnie ucichła, nareszcie ustały rozmowy, wszyscy zaczęli kołysać się w rytm
muzyki płynącej z głosników. Robert Brylewski zagrał wspaniały, moim zdaniem za
krótki set. Wielki szacunek dla niego za to jak wprowadził na scenę kolejnego
wykonawcę Andrzeja "Natty B" Kępskiego. Natty B to niesamowicie
ciepła osoba i to ciepło i spokój przekazywał ze sceny. Reggae przez niego
śpiewane to hipnotyczne ukojenie. Po Natty B na scenie swoje i Orkiestry Na Zdrowie piosenki wykonał Jacek Kleyff. To niesamowite ile jest w tym artyście energii i pozytywnej zadziorności. Ekspresja Jacka Kleyffa wspieranego przez D'Roots Brothers udzieliła się wszystkim.
Kleyff był łącznikiem do
kolejnej trzeciej części koncertu Energia miasta pt.: Przyjaciele na
mikrofonach czyli Talib , Sztos, Kudłacz , Hopkins, Ignatz-I,Sinsen, Junior
Stress i inni – to już nie była „moja bajka” , ale zabawa pod sceną trwała w
najlepsze. Powoli wycofałem się na z góry upatrzoną pozycję przy kuflu
aromatycznego grzańca.
Tegoroczną edycję Nocy Kultury ze
szczególny zwróceniem uwagi na koncert główny uważam za bardzo udaną. Świetnie
wypadło to łączenie artystów z i spoza Lublina. Poza tym sam dotknąłem –
dosłownie – czterech legend: Jacka Kleyffa, Tomasza Budzyńskiego (w ramach Nocy
Kultury odwiedziłem również wystawę jego obrazów Pt.:„Podróż na wschód”) oraz
Roberta Brylewskiego, który przed koncertem zaprosił mnie za scenę, a tam
poznałem również Jerzego Słomę Słomińskiego. Magiczna noc. Nie będzie już takiej.
![]() |
Słoneczna instalacja Jarosława Koziary nad Deptakiem. |
![]() |
Na scenie Lolo Ferrari. |
![]() |
Miąższ i Jacek Kleyff. |
![]() |
Miąższ |
![]() |
Miąższ i Jacek Bielas Bieleński. |
![]() |
Tymon Tymański |
![]() |
Hubert Spięty Dobaczewski |
![]() |
Jerzy Słoma Słomiński |
![]() |
Tomasz Budzyński |
![]() |
Robert Brylewski |
![]() |
Robert Brylewski, Słoma i D'Roots Brothers. |
![]() |
Robert Brylewski i Natty B. |
![]() |
Jacek Kleyff |
![]() |
Spotkanie z Tomaszem Budzyńskim podczas wystawy jego obrazów w galerii na ul. Grodzkiej w Lublinie. |
![]() |
Spotkanie z Robertem Brylewskim i Słomą przed ich występem na koncercie Energie miasta. |
wtorek, 14 maja 2013
Dominus Svantevitus Tour 2013 – Lublin 12.05.2013
W niedzielę 12 maja zawitał do Lublina Dominus Svantevitus
Tour, którego headlinerami były zespoły Percival Schuttenbach i Quo Vadis, a
gościem tej części trasy był Radogost.
Percival Schuttenbach promował swoje najnowsze dzieło
projektu Percival „Slava – Pieśni Słowian Południowych”. Quo Vadis zaś
świętowali 25 lat istnienia.
Lubelski koncert był ostatnim w cyklu Dominus Svantevitus
Tour. Członkowie wszystkich kapel byli bardzo odprężeni i widać było w czasie
prób, że wszystkim zależy żeby wszystko dobrze brzmiało i wyglądało.
Koncert zaczął się bardzo punktualnie, krótko po swojej
próbie na scenie pojawił się Radogost. Zespół ze Śląska Cieszyńskiego od
pierwszej minuty zawładnął klubem Graffiti i zgromadzonymi w nim fanami folk
metalu. Zagrali pięknie, z mocą i z polotem. Pod sceną ludzie tańczyli,
śpiewali razem z Velesarem (wokalista Radogosta). Podczas wykonania utworów
„Watra” i „Radogost” wydawało się, że grupa i jej fani rozniosą klub. Cover
Slayera „Raining Blond” ze skrzypcami dolał oliwy do ognia. Zespół brzmiał
doskonale, muzycy dali z siebie wszystko. Publiczność nie chciała długo
wypuścić Radogosta ze sceny. Panowie bisowali i bisowali. Szkoda, że po swoim
secie musieli tak szybko wracać do domu.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się legenda
polskiego metalu, szczeciński Quo Vadis.
Początek ich występu to od razu ciary na plecach, szybko,
ostro, bezkompromisowo zagrane „Caducus” z ostatniego albumu grupy. Skaya
(wokal i bas) to 666% energii, śpiewał, biegał po scenie, cuda i akrobacje
wykonywał ze swoim basem. "Blood For Oil"
zesół rozgrzał publiczność pod sceną do czerwoności (poza tym na sali
było już piekielnie gorąco). Quo Vadis zagrali też przyjęte z entuzjazmem „Trzy
szósteczki” – mój ulubiony numer z ich pierwszej płyty z 1991 roku oraz „Ból
istnienia” z tego samego albumu. Prawdziwe piekło pod sceną rozpętał „Rzeźnik”
z roku 1988 (z pierwszego demo zespołu), wszyscy ruszyli w pogo. Oprócz
własnych utworów w koncertowym repertuarze kapeli nie zabrakło „Pretty Woman”
Orbisona, "Kocham Cię kochanie moje" Maanamu, czy "Symphony Of Destruction”
Megadeth, które spotkało się z gorącym przyjęciem fanów Quo Vadis.
Po koncercie Quo Vadis to już trzeba było pójść do baru, a
potem z zimnym bursztynowym na taras klubu, żeby ochłonąć i podzielić się
wrażeniami z innymi.
W tym czasie na scenie klubu pojawiły się dekoracje i flagi
z logo Percival Schuttenbach, który zawładnął sceną. Utwór „Svantevit” sprawił,
że liczba słuchaczy jakoby się podwoiła. Percival zagrali między innymi
monumentalnie brzmiące "Lazare" oraz "Aziareczka". Nieśmiertelny klasyk zespołu
„Pani Pana zabiła” zachęcił publiczność do opętańczego tańca. Na scenie
królowały Panie: zjawiskowa Joanna Lacher (bas, wokal), tajemnicza Christina
Bogdanova (wokal, instrumenty perkusyjne, mikser reloop) i poetyczna Katarzyna
Bromirska (wiolonczela elektryczna, bas, wokal). Między dziewczynami szalał
lider kapeli Mikołaj Rybacki (gitara elektryczna, wokal), jego riffy i sola
gitarowe rozpędzały Percivala, dawały potężnej energii koncertowemu brzmieniu
zespołu. Za bębnami zasiadał Andrzej Mikityn, który bił z prawdziwie metalowym
zacięciem. Katarzyna Bromirska swoją elektryczną wiolonczelą trzymała zespół w
ryzach, właśnie jej perfekcyjne granie zwróciło moją szczególną uwagę. Wśród
utworów granych przez Percivala nie mogło zabraknąć kawałka „Satanismus”, który
wykonali wspólnie z chłopakami z Quo Vadis. Percival Schuttenbach zakończył
swój set „Motorbreath” Metalliki.
Zespoły dały, w sumie, ponad czterogodzinne show. Było
wspaniale. Po każdym z występów był czas żeby porozmawiać z uczestnikami trasy,
zdobyć autograf lub zrobić sobie wspólne zdjęcie. Był to moim zdaniem najlepszy
zestaw koncertowy na jakim do tej pory byłem (brawa dla Agencji Heart of Rock),
żadna z kapel nie odpuściła sobie podczas tego koncertu, wszyscy pokazali
wysoki poziom, radość dla uszu i oczu. Lublin był ostatnim miejscem, do którego
zawitało Dominus Svantevitus Tour 2013 i z pewnością dla samych artystów ten
ostatni koncert był wspaniałym, pozytywnym przeżyciem, bo i przyjęcie każdego z
nich przez publiczność było gorące.
Radogost |
![]() |
Quo Vadis |
![]() |
Percival Schuttenbach |
![]() |
"Kocioł" podczas wspólnego wykonania utworu "Satanismus". |
Fani Ossobliwości muzycznych Wojciecha Ossowskiego i grupy Percival Schuttenbach z liderem Percivala Mikołajem Rybackim. |
![]() |
Autor czyli (ja) Yaho z Joanną Lacher basistką i wokalistką Percival Schuttenbach. |
![]() |
Z Marcinem 'Velesarem' Wieczorkiem wokalistą Radogosta. |
Świetny klip, który promował trasę Dominus Svantevitus.
Subskrybuj:
Posty (Atom)