poniedziałek, 18 października 2010

BLACK LABEL SOCIETY - Order Of The Black











Co tu dużo pisać, wydany 10 sierpnia 2010 roku nowy album Black Label Society, zatytułowany „Order Of The Black” urywa głowę i wbija w ziemię i można by na tym poprzestać, ale kilku specjalistów od muzyki swoimi recenzjami doprowadziło do tego, że musiałem zasiąść przed białą kartką edytora tekstu i zmienić ją dla nich w Shallow Grave.

Zakk Wylde, lider BLS wypłynął na szerokie wody dzięki Ozzy-emu Osbourne-owi. Zagrał na dziewięciu płytach Ozzy-ego, począwszy od „No Rest for the Wicked” z 1989 r., aż do „Black Rain” z 2007 r. Miedzy rokiem 1995 a 2001 Książe Ciemności zamilkł i wtedy Zakk rozwinął swój projekt, Black Label Society. Główny zarzut wobec BLS jest taki, że nagrywają równe, rzetelne, bardzo dobre płyty i nic ponad to, a ja się pytam co mają nagrywać. Krytycy doszukują się błysku geniuszu, który wypełniłby cały album, płaczą, że Zakk Wylde musi poczekać na swoje epokowe dzieło. No to proszę panowie wsadźcie głowę między głośniki i posłuchajcie „Order of The Black” nie raz, nie dwa, bo tak nakazuje wasze rzemiosło, a pozwólcie się nieść tej muzyce, jej mocy i różnorodności – to jest epokowe dzieło Black Label Society. Bandu Wylde-a zacząłem słuchać od albumu „1919 Eternal” (2002), wtedy mówiłem sobie: to są dopiero riffy jakie powinien grać Ozzy Osbourne. Na płycie tej bas obsługiwał Pan Robert Trujillo (teraz Metallica). W roku 2003 Zakk poszedł za ciosem, sam nagrał wszystkie gitary i bas oraz oczywiście wokal, tak powstał zmiatający wszystko z powierzchni ziemi album „The Blessed Hellride” (jako gość pojawił się sam mistrz Ozzy w utworze „Stillborn”). Zakk Wylde zawsze był fanem Black Sabbath i Ozzy-ego co słychać na wszystkich jego płytach, ale na „Order of The Black” urozmaicił i doprowadził Sabbath-owe brzmienia do perfekcji. Dobrze zatem się stało, że w ekipie Osbourne-a zastąpił go Kostas Karamitroudis alias Gus G. znany miedzy innymi z Arch Eremy. Zakk otrzymał masę jakże cennego czasu na zajęcie się w stu procentach swoim Black Label. Powstała płyta różnorodna. Rozpoczyna ją z kopyta ;) „Crazy Horse” (świetnie bębni Will Hunt ex-Evanescence). Potem czas na utwór „Overlord” czyli początek trzęsienia ziemi, słuchając go wpada się w trans, a głowa sama odrywa się od karku. Następny to „Parade of The Dead”, przyspieszamy w stylu starego dobrego BLS. W „Darkest Days” Zakk funduje nam zmianę klimatu, fortepian i piękna  southern rock-owa ballada. Po niej zostajemy porażeni prądem z Gibson-a Wylde-a w „Black Sudany”. „Southern Dissolution” to klasyczny hardrock-owy walec, który hipnotyzuje nie pozwalając odejść od głośników po czym miażdży słuchacza. Popis wirtuozerii gitarowej i swoich możliwości wokalnych daje nam lider BLS również we wzruszającym „Time Waits For No One”. Z kolei ósmy numer na płycie, „Godspeed Hellbound”, to świetna heavy metalowa galopada i riff, który pierwszy zapadł mi w pamięć po pierwszym przesłuchaniu, może dlatego, że Zakk gra go, wręcz do znudzenia, bez udziwnień. Proste metalowe granie. „War of Heaven” mogłoby się znaleźć na jednej z płyt Ozzy-ego, kołyszący riff i wpadający w ucho refren. Teraz czas na „Shallow Grave” panowie, fortepian i co, że trochę łzawo, ale świetnie zbudowany utwór z dynamicznie rozwijającym się refrenem. Zakk Wylde na każdym koncercie ma solowy akustyczny set i „Chupacabra” powstała z takich koncertowych improwizacji. „Riders Of The Damned” to Black Sabbath, ale z większym pazurem, „klasyk” na wspóczesnej płycie. Album zamyka utrzymany w stylu ballady z lat 70-tych „January”, dla mnie najładniejsza ballada na płycie. No tak, ale to nie koniec. Są jeszcze dwa dodatki, dwie ballady. Cover Black Sabbath „Junior's Eyes”, pewnie bluźnię, ale moim zdaniem lepszy od oryginału, oraz „Helpless” Neil-a Young-a, który prawie pozwala zapomnieć o nawale riff-ów gitarowych, które strzelały z głośników między nasze uszy przez ponad 50 minut. Ósmy studyjny album Black Label Socjety „Order of The Black” to moim zdaniem najlepsza jak dotąd płyta Zakk-a i spółki. Nie wyjąłem jej ze swojego odtwarzacza od początku września, ciągle odkrywam w muzyce na niej zawartej coś nowego, ta muzyka z każdym kolejnym przesłuchaniem nabiera mocy.