wtorek, 16 sierpnia 2011

OCEAN - Wojna świń











Spróbowałem, a trzeba Wam wiedzieć, że ciężko mi zasiąść do słuchania czegoś co miało jeszcze przed premierą szumne zapowiedzi, a teraz ma w większości bardzo pochlebne recenzje. Piąta płyta grupy OCEAN pt.: „Wojna Świń” miała swoją premierę w czerwcu tego roku i napisałbym o niej wcześniej, ale nie chciałem być niesprawiedliwy wobec chłopaków, wolałem posłuchać jej wielokrotnie, a potem jeszcze raz. Pierwszy wielki plus tej płyty to jest to, że nagrana została na „setkę”. Drugi to miks wykonany przez Vance Powell-a, który odcisnął swój znak jakości na produkcjach związanych z osobą Jacka White'a, płytach The White Stripes, The Raconteurs, The Dead Weather oraz zespołu Kings Of Leon. Na płycie dzieje się bardzo wiele w warstwie brzmieniowej, jest bardzo wieloplanowa, nie da się wszystkiego wyłapać po jednym, ba po kilku przesłuchaniach. „Wojna Świń” to również męska decyzja zespołu o zmianie stylistyki, w jakiej do tej pory się poruszali. Zespół zaczął po prostu ostre gitarowe łojenie bez oglądania się na masowego odbiorcę i dało to znakomity rezultat. Dla mnie najnowsze wydawnictwo Oceanu zaczyna się singlowym hitem W piekle nie będę sam (szósty na płycie), mocny numer z ciekawym riffem i napędzającą całość grą bębnów z otwartym hi hat-em. Po nim następuje numer siedem na płycie Nie nakarmisz mnie, muzycznie trochę w klimacie lat 90-tych i grunge (to powinien być drugi syngiel promujący to wydawnictwo). Po nim dostajemy chwilę wytchnienia w pomysłowym kawałku Skład niewygodnych spraw, a potem doskonały, czadowy Oktanowy Książę. Dziesiąty utwór to Którędy do ciebie iść, klimatyczny numer, ballada, ale nic w niej ckliwego, za to masa ciekawych harmonii. Przedostatnia jest Flota duchów. Utwór ten wywołuje to czego oczekuję od muzyki rockowej, wywołuje ciary na plecach. Płytę zamyka Skończyłem się psychodeliczny w zwrotkach, z agresją zagrany w refrenach. Cytując fragment tekstu z ostatniego utworu „skończyłem się, błagaj o więcej”. Błagam o więcej takiego grania w wykonaniu Macieja Wasio i kolegów. Płyty trzeba posłuchać w całości. Panowie pokazali pazury i chwała im.

PS. Utwory od pierwszego, Wojna świń do piątego Gniję, jeszcze sobie „oswajam” i nadal słucham tego albumu.