poniedziałek, 16 stycznia 2012

Sade Adu - piękna pięćdziesiątka trójka.











Dziś są urodziny Sade. Kobiety pięknej, delikatnej i utalentowanej, której muzyka była i jest dla mnie odskocznią od hardrockowych klimatów w muzyce. Fan gitarowego łojenia musi czasem odpocząć i to własnie Sade od lat jest dla mnie tym swego rodzaju oczysczeniem umysłu.
Sade zacząłem słuchać około roku 1990 od albumu „Stronger Than Pride” (1988), potem sięgnąłem po jej dwa pierwsze albumy „Diamond Life” (1984) i „Promise” (1985), z których brzmienie pozostało chyba jej znakiem rozpoznawczym, aż do tej pory. Na ten niepowtarzalny sound złożyły się: wspaniałe brzmienie saxofonu Stuarta Matthewmana, zawsze wyekspnonowana, wysublimowana linia basu Paula Denmana, wieloletnich współpracowników wokalistki, i oczywiście głos Sade Adu.
W 1992 roku ukazał się album "Love Delux", na którym Sade unowoczesniła brzmienie, nie tracąc nic ze swojej oryginalności. W 2000 roku wokalistka jeszcze odważniej sięgnęła m.in. po samplowane instrumenty na "Lovers Rock" nadal jednak opierając brzmienie o mocną linię basu. Na dziesięć lat Sade zaprzestała nagrywnia nowych płyt. Powróciła 8 lutego 2010 roku albumem "Soldier of Love". Sade wychowana na muzyce Raya Charlesa, Niny Simone, Arethy Franklin i Billie Holiday nie mogła nagrać złej płyty. Spółka kompozytorska Adu, Matthewman, Hale, Denman pokazała, że nie jest to wymuszony powrót artystki, ale potrzeba podzielenia się nowymi wspaniałymi kompozycjami, teraz wzbogaconymi o linie mocnych, wręcz rockowych gitar w tle. Wypadło to znakomicie. W 2011 roku w Polsce płyta uzyskała status diamentowej. Liczę, że Sade uda się nagrać bez specjalnej presji jeszcze kilka płyt. Ona nie musi się z nikim scigać, jest jedyna w swoim rodzaju. Sto lat Sade Adu.










Sade band, od lewej: Paul Denman, Sade Adu, Stuart Matthewman i Andrew Hale.

Nothing Can Come Between Us - trzeci utwór na płycie "Stronger Than Pride"


Turn My Back On You - piąty utwór na płycie "Stronger Than Pride" - moje ulubione wideo do ulubionego kawałka.


The Sweetest Taboo - drugi utwór na płycie "Promise"


Soldier of Love - drugi utwór na płycie pod tym samym tytułem

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Mój TOPTEN najlepszych płyt roku 2011!!!



































Mijający rok był szczególnie łasakwy dla moich muzycznych upodobań związanych z finezyjnym, ale i mocnym rockowym graniem. Rok 2011 to najlepszy album Foo Fighters "Wasting Light", który zawładnął moją głową (i odtwarzaczem) w pierwszej połowie roku. W maju światło dzienne ujrzał, początkowo mający być solowym projektem Roberta Ltzy Friedricha, album "Luxtorpeda" i zakręcił wszystkim w głowach na całe lato. Lokomotywą, która napędziła Luxtorpedzie popularność był utwór pt. "Autystyczny", który juz 32 tygodnie znajduje się w czołówce zestawienia Listy Przebojów Trójki. Druga połowa roku to przede wszystkim prawie niezauważony, bardzo dobry, powrót grupy Screaming Trees płytą "Last Words: The Final Recordings"(sierpień 2011). Szkoda, że płyta Marka Lanegnana i kolegów przepadła gdzieś w rozgłośniach. Słuchałem jej na okrągło, aż do dnia 18 października, dnia premery długo oczekiwanej płyty Jane's Addiction "The Great Escape Artist". Almum Jane's to dla mnie dzieło międzygalaktyczne, genialne i w pełni skończone, niczego na nim nie jest zbyt wiele, niczego na nim nie brakuje (tutaj moja recenzja). Poniżej cała dziesiątka najważniejszych dla mnie albumów minionego roku.

1. Jane's Addiction - The Great Escape Artist
2. Luxtorpeda - Luxtorpeda
3. Foo Fighters - Wasting Light
4. OME - Tomek Beksiński
5. Beth Hart & Joe Bonamassa - Don't Explaine
6. Blackfield - Welcome To My DNA
7. Screaming Trees - Last Words: The Final Recordings.
8. Mastodon - The Hunter
9. Julia Marcell - June
10. Opeth - Heritage