niedziela, 22 lutego 2015

VENOM - From The Very Depths


W styczniu 2015 roku światło dzienne ujrzał czternasty album ojców black metalu, album brytyjskiego zespołu Venom.
Po wstępie w postaci Eruptus, pełnym dźwięków nadciągających z otchłani piekielnych zastępów potępionych, wpadamy wprost pod kopyta galopującego From The Very Depths, który miażdży wszystko z siłą do jakiej przyzwyczaił Nas przez lata Venom. W The Death Of Rock'nRoll załoga Cronosa nie daje nam odpocząć. Koła venomowego rydwanu skutecznie mielą słuchacza. Kolejny na płycie Smoke otwiera gitarowo-basowy, orientalizujący motyw, który po chwili przechodzi w ciężki marszowy riff. Smoke ma wielką moc. Jest kwintesencją solidnego metalowego rzemiosła (łojenia). Chwilę po wybrzmieniu zadymionego basu zaczyna młócić uszy Temptation. Piąty na płycie Long Haired Punks mimo, że bardziej punkrockowy nie pozostawia wątpliwości, że to ta sama piekielna ekipa z Newcastle. Świetny lekko motorheadowy (nie jest to zarzutem) utwór porywa swoją energią. Doskonały utwór, jeden z moich ulubionych na płycie. W Stigmata Satanas kapela kontynuuje piekielna przejażdżkę z legionami potępionych. Crucified basowymi riffami wgniata w ziemię wszystko co znajduje się w pobliżu głośników. Ten metalowy, pełen zaostrzonych szpic czołg dowozi nas do kolejnej stacji. To Evil Law - numer ten przenosi Nas do klasycznego venomowego teatru z lat 80-tych. Cronos śpiewa w języku sumeryjskim, wokół czuć obecność potępionych dusz. W Grinding Teeth wracamy do szaleńczej galopady i do nieustannego braku wytchnienia. Świetny riff, swobodny śpiew Cronosa - kolejny mój faworyt na tej płycie. Klimatyczny, uspokajający przerywnik Overture wiedzie Nas, nie świadomych wprost do Mephistopheles-a.
Tam bez uprzedzenia zostajemy rozszarpani przez perfekcyjne gitarowe, rwane akordy. Nie możemy uciec, nie możemy przestać słuchać gdy Mephistopheles patrzy Nam w oczy. Wings Of Valkyrie unosi Nas na ciemne, spowite dymami wojennej pożogi niebo. Walkirja zabiera dusze umierających przy dźwiękach gitary Rage'a. Album zamyka Rise. Utwór, w którym wielka rolę odgrywa refren wykrzyczany przez publiczność. Odrodzony Venom bez przebaczenia i bez brania jeńców, miele swymi stalowymi kołami rzesze zachwyconych fanów. Koncertowy pewniak, do śpiewania z publicznością. Moc. Czuję, że Cronos chciał nim oddać hołd i podziękować fanom, dzięki którym czują się silni i nadal grają.
Na całej płycie zwraca uwagę doskonale brzmiący, mocno wyeksponowany bas Cronosa. Jego dźwięk wyrywa trzewia, brzmi gdzieś głęboko pod skórą, odbija się od kości. Cronos pomimo prawie sześciu odwróconych krzyżyków na karku nie spuszcza z tonu.
Doskonały album Venom i to mimo braku jego dwóch klasycznych muzyków czyli Mantasa i Abaddona. W swoich rolach doskonale wypadają Rage na gitarach i Dante na perkusji.


Brak komentarzy: